sobota, 24 stycznia 2015

Nocne życie w Hong Kongu

"Nieważne czy wyjdziesz z domu o pierwszej w nocy czy o szesnastej po południu na ulicach i tak spotkasz mnóstwo osób. To miasto nigdy nie zamiera." Pewnie nie tylko ja słyszałam takie opinie o HK. Czy rzeczywiście tak jest? Ja uważam, że te wnioski zbyt daleko są wyciągnięte. Fakt, wracając z imprezy nad ranem jest dużo ludzi, ale w okolicach klubów. A tak jest w każdym mieście.

Zatem jak wygląda nocne życie Hong Kongu?

Przyjemna restauracja, utrzymana w kolorach czerni i czerwieni, mieszcząca się w centrum. Niedaleko sklepy Armaniego, Vuitton, D&G. Stoliki pięknie nakryte, koło każdego zestawu tj. pałeczek, miseczki, talerzyka i czegoś w rodzaju łyżki stoją kieliszki do wina. Na pierwszy rzut idą przystawki. Fasolka, sushi i sałatka z tofu, chwilę później na stole ląduje zupa. Wszystko podane na stylizowanych na wzór antyczny talerzach. Danie główne kurczak słodko-kwaśny, ryż z warzywami, kurczak w grzybach i warzywach, czasem plastry podsmażanej wieprzowiny. Na deser tiramisu, mus czekoladowy albo sernik z gałką lodów. Mniej więcej tak wygląda menu każdej imprezy. Chwilę po ostatnim posiłku znika blat ze stołu. Kelnerzy ściągają pierwszą warstwę stołu, po to by był mniejszy i niższy, czyli taki, który idealnie sprawdzi się podczas klubowej imprezy.

Tańcząc ze swoim smartfonem 

W błyskawiczny sposób na stolikach pojawiają się miski z lodem a w nich do wyboru: wódka (polska!), piwo, wino białe i czerwone, whiskey, cola, sok i woda. Zaczyna się zabawa. Dj zza konsolety zapuszcza muzykę techno. Mało tu muzyki przy której nogi same rwą do tańca, zwłaszcza po wypiciu morza alkoholu. Stoję ze szklanką wódki, coli  i lodu. Wzrokiem szukam polskiej grupy. Jako jedyni tańczą. Większość w jednej łapie trzyma szklankę wódki a w drugiej telefon, lekko się przy tym gibiąc w rytm muzyki. Chińczycy na krok nie rozstają się ze swoimi telefonami, nieważne czy maja 7, 16 czy 70 lat. Mija jedna godzina, druga. Zaczyna nam się nudzić. Raz na dziesięć piosenek pojawi się jakaś Rihanna, Beyonce. Już jedną nogą stoimy na zewnątrz klubu, gdy nie wiadomo skąd na jednym ze stolików pojawia się piękna Chinka. Ubrana w skąpe, czarne body, tego samego koloru pończochy a na ramionach ma zarzuconą wielką, białą, półprzezroczystą z milionem kryształków, pelerynę. Zaczyna tańczyć. Wygina się, pręży, pokazując swe wdzięki na prawo i lewo.

Wieje nudą, idziemy

Kolejny klub, do którego wchodzimy za darmo. Ledwo udaje nam się wepchać do środka. Ludzie prawie na schodach wyjściowych tańczą, trzymając nieodzownych towarzyszy imprezy, telefon i drinka. Wódka leje się tu strumieniami. Ktoś wylewa ją na biust dziewczyny, by za moment ją zlizać. Ktoś z drugiej strony odpala papierosa, nie patrząc czy nikogo nie przypali. To jest nieistotne, skoro chce, to może palić. Odwracam się w drugą stronę. Murzynka tańczy na barze. Przed chwilą wyginała się przed jakimś facetem. Jest tu duszno, śmierdzi dymem papierosowym, a ludzie pchają się, nie zwracając uwagi na nic. Wychodzimy.

Do trzech razy sztuka?

Znudzeni muzyk i ludźmi, jesteśmy zrezygnowani. Chcemy wracać do domu, ale chęć imprezowania jest silniejsza. Ostatnia szansa. Próbujemy w trzecim klubie. Wszystkie są bardzo blisko siebie. Po drodze mijamy Chińczyków siedzących w parku, pijących piwo i palących fajki. Dokoła brudno, pełno śmieci, gdzieniegdzie widać jak przebiega szczur, a do tego trochę śmierdzi. Myślę, kurde, gdzie ja jestem?! Przecież HK jest czysty! Zastanawiam się całą drogę co tu jest grane, że nocą miasto wygląda jak jeden, wielki śmietnik a rano zachwyca czystością. Zagadkę rozwiązuję tuż przed 3.00, gdy jesteśmy pod kolejnym klubem. Gromada Chińczyków, ubranych w żółtą, odblaskową kamizelkę zaczyna wielkie sprzątanie miasta. Do worków na śmieci lądują wszystkie puste butelki, papiery, zbiera się nawet szkło z drogi.

Impreza dopiero się rozkręca

Patrzę na zegarek, jest po 3. W klubie pełno ludzi. Podrygują w rytm muzyki, przepychają się i siedzą z telefonami. Razem z Nicole postanawiamy rozkręcić imprezę. Kolejny drink ma załatwić sprawę. Tym razem więcej wódki. Wypijamy jednym tchem i idziemy w tłum. Nie wiadomo kiedy na zegarku wybija czwarta. Ludzi dalej pełno. My ledwo stoimy na nogach, nie od upicia, tylko ze zmęczenia. Plany zrobienia polskiej imprezy w HK, legły w gruzach. Ludzie do klubu przychodzą się napić i pogibać. Nie można powiedzieć, że ktoś tu tańczy, ale klub zazwyczaj pustoszeje rano. Imprezy trwają tu do siódmej, ósmej rano.

Nad ranem, gdy już i tak większość polskiej grupy się rozeszła, wracam do domu ze swoją współlokatorką. Po drodze spotykamy kilku znajomych. Czule się witamy, bo każdy tu na dzień dobry dostaje dwa całusy w policzek. Nieważne czy kiedyś się widzieliście, czy to wasz "pierwszy raz". Mijamy ludzi wracających do domu, imprezujących, czy powoli zbierających się do kolejnego dnia pracy.

A może i faktycznie to miasto nigdy nie idzie spać...

Niestety, zdjęć nie posiadam. Ale byłam w takich klubach jak: Dragon-i, Fly czy Volar.

Już niedługo reportaż z mojej wycieczki na Ladies Market, czyli jak kupić torebkę za 30$. A jutro kolejna porcja zdjęć, być może z Viktoria Peak. ;) Jeśli jest coś, co Was szczególnie interesuje w Hong Kongu to dajcie znać. Z miłą chęcią się tam wybiorę i zrobię materiał.



2 komentarze:

  1. Zazdroszczę Ci tego, że poznasz tamtejsze życie, musi tak bardzo inne od naszego, naszej kultury. Super pomysł na blog!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zdecydowanie jest zupełnie inne. Azjaci są niezwykle sympatyczni i pomocni :)

      Usuń